Od razu można rozpoznać Larsa i te jego dłużyzny w scenariuszu. Wszyscy, którzy widzieli jego wczesne filmy wiedzą, że dopiero niedawno nauczył się je skracać, by nie zamęczyć widza:)
Historia ok ale całkowicie nie mogę znieść przesłąnia, końcowa scena. Dla nie to był żart. Chciało mi się śmiać bo wszystko co widziałem na ekranie było sztuczne do przesady. Może winić trzeba reżysera, że głupotę równa z bohaterstwem, nadając pompatyczne rytmy muzyki. Wydaje mi się, że maił to być żart, który do końca nie został rozszyfrowany przez Thomasa Vinterberga, SZKODA. Film strzela sobie samobója na koniec, stając się pretensjonalny.
Zadałem sobie pytanie, Czy masakra w Columbine nie nauczyła nas czegoś? To nie czas na ZABAWY Z BRONIĄ gdzie bohaterem staje się morderca!