Lars Von Trier nie lubi Ameryki i praw nią rządzących. Co prawda swój scenariusz (który miał być częścią jego amerykańskiej trylogii) oddał w inne ręce, ale to wciąż demaskatorskie kino, pełne pretensji wobec braku wyobraźni ze strony Jankesów.
Tu Wendy nie jest dziewczyną, z którą można pójść do łóżka i ostro się zabawić, (bo młodych ludzi zdaje się to nawet nie interesować) lecz śmiertelna zabawką, która kurzyła się w sklepie, teraz stając się narzędziem zbrodni. Przedmiotem w rękach ludzi wyznających filozofię rodem z filmów Johna Wayne’a (fajna stylizacja na westernowe potyczki tożsame temu kinu). Tylko, że gdy tam odjeżdżano w kierunku zachodzącego słońca, tu najwyżej kilku wykrwawiających się młodych ludzi opromieni blask kamery, czy reflektora. Nie będziemy ich żałować. Tych po drugiej stronie barykady także nie. Skoro sami nakręcili ta spiralę przemocy, niech się gryzą między sobą. Najprościej mówiąc...
Można zarzucić Trierowi, że bawi się bezmyślnymi, przerysowanymi schematami, tylko po co, skoro powstało żywe kino?
Moja ocena - 7/10
Fajnie napisane, ale mam wątpliwości. Zarzucać Amerykanom kult przemocy trudno nie jest, ale brzmi to jakbyśmy my, Europejczycy, swojego na sumieniu nie mieli...
Ja tam kamieniem nie rzucę:p
Nie zamierzam zła całego świata przypisywać Jankesom, bo to niepoważne, a że Lars Von Trier lubi piętnowanie ułomności USA to inna kwestia. Kamieniami i ja rzucał nie będę, bo świata nie zbawię, ale zastanowić się nad naturą przemocy przez chwilę po seansie warto. Dobre i to...
Racja, dobre i to. Tyle tylko, że choć Von Tier nie pierwszy raz o naturze przemocy potrafi opowiadać naprawdę frapująco (przed Dear Wendy choćby w Dogville), to jednak wolałbym, by czynił to w bardziej uniwersalny sposób - z jego filmów bije autentyczną niechęcią (delikatnie mówiąc) do Ameryki. Moim zdaniem zuboża w ten sposób wymowę swoich filmów.
Amerykańska trylogia Von Triera to "Dogville", "Manderlay" i "Wasington", który...nie powstał :) Choć sam Trier zapewnia, że kiedyś go nakręci. Szczerze wątpię, ale kto go tam wie.
"Moja droga Wendy" MIAŁA być częścią tej trylogii, choć oficjalnie się do niej nie zalicza. A swobodnie mogłaby.
On nie lubi amerykanów, bo doje*ali jego kochanym nazistom.Do tego jest hipokrytą, bo gryzie rękę, która go karmi.Wg. mnie on nigdy do pięt nie dorośnie takim reżyserom jak Zemeckis,Spielberg,czy Scorsese, gdyż jest po prostu ograniczony i powinien zająć się teatrem(i tak wszystkie jego "filmy" wyglądają jak teatr)
PZDR