Przez ostatnie kilkanaście minut oglądałam i nie wierzyłam. To był czysty obłęd. Absurdalne!!! Kompletnie nie rozumiałam, co się dzieje. Niania, Eleganci (genialna nazwa), cała obstawa policji na czele z człowiekiem ze zdradziecką bronią i... kawa. A później ta cała końcówka... Teraz, po kilku godzinach, myślę, że tak miałam to odczuć - jako niedorzeczność. Śmierć Elegantów była po prostu głupia, ale w większości przypadków jest głupia. Vinterberg i von Trier pokazali to obdzierając ją ze wczelkiej mistyfikacji i ezoteryczność, która rzekomo nadaje jej jakiś sens. Dodatkowo zagadnienie obsesyjnej miłości, która niszczy wszystko, a przede wszystkim kochającego jest świetnie pokazane. W tym filmie dało mi do myślenia jeszcze jedno, podniesienie samooceny i dojrzewanie Elegantów dzięki broni. Zastanowiło mnie czy dla nich jako dla jednostek nie było to nawet dobre i czy nie byloby wytłumaczalne. Eleganci otrzymują wsparcie, poczucie własnej wartości, własnego miejsca i wkońcu szczęście. Bez swoich "partnerów" byli by nikim, sami dla siebie, ich życie byłoby smutne i pełne goryczy. Z druiej strony całe zaślubiny przypominają mi podpisanie paktu z diabłem... W filmie bardzo dobre są zdjęcia, scenografia. Dzięki temu została stworzona genialna atmosfera i klimat. Ja nie zbyt przypadam za naciąganymi sytuacjami i dużymi absurdami i ujęłabym to jako minus, ale chyba bez tego ten fim nie mógłby powstać. Ogólnie film jest dobry, ale von Trier potrafi robić filmy rewelacyjne.